Ostatni tydzień spędziłam z Michałem na leniuchowaniu i odwiedzaniu razem z Ulą w szpitalu Krzyśka.
Lekarze mówili, dawali szansę, ale my wierzyliśmy, że on z tego wyjdzie. Przecież to wojownik, z nożem w sercu byłby w stanie iść i grać, gdyby tylko tego drużyna potrzebowała. Gdy byłam z nim sama na sali, powtarzałam mu, że nie może nas samych zostawić. Przecież nikt z nas, sobie nie poradzi, gdy go zabraknie. Życie, bez jego śmiechu, żartów zostanie pozbawione sensu.
Po obiedzie, który ugotował Michał- tak, przyznał się do taki zdolności- pojechaliśmy do szpitala.
Ula ubrana w niebieski kitel siedziała przy łożku i trzymała Krzyśka za rękę. Widziałam, że płakała. Dlatego poprosiłam Michała, aby chwile poczekał. Weszłam do pomieszczenia, i przytuliłam Ulę.
- Zobaczysz, wyjdzie z tego i jeszcze nie raz zagra. A jeśli nie, to tam w niebie gdy się spotkamy, tak mu dupę skopie, że popamięta. Słyszysz Ignaczak- nie będziesz miał życia. Obiecuje ci to!
- Gdyby miał się obudzić, już dawno by to zrobił...
- Daj się mu wsypać i odespać te treningi.
- Ta... Wiesz, chyba najbardziej tęsknię za jego głosem. Za tym jak mówił, że mnie kocha.
- I jeszcze nie raz Ci to powie. Zobaczysz! - starłam się ją podnieść na duchu.
- Ta... Ty to masz dobrze. Michał się znalazł...
- Ale wiesz, że nie od razu. Potrzeba było czasu i wiary. Kochana, dopóki on tu leży to jest szansa! Tylko mu to wbij do tej pustej głowy.
- Naduś, ja cie proszę, skończ z tymi banałami...
- To nie banały! Do cholery!
- Przepraszam. To wszystko jest takie dziwne...
Ula była wpatrzona w gdzieś odległy punkt, a ja obserwowałam nieruchomą twarz Igły. Wydawał się być pochłonięty w głębokim śnie. W pewnym momencie jego powieka drgnęła, i nieprzytomnym spojrzeniem starał się zrozumieć gdzie jest. A może wiedział? Bo po chwili ścisnął dłoń Uli i wyszeptał zachrypniętym głosem:
- Kocham Cię.- Ula z niedowierzaniem spojrzała na niego, na mnie... Po czym wyrwała się z miejsca i nieład rzuciła się w objęcia ukochanego. On tylko wydał jęk bólu. A z jego kącików oczu popłynęły łzy.
- Kocham! Kocham! Kocham!- powtarzała Uła.
Postanowiłam dać im trochę prywatności i udałam się po lekarza z Michałem. Opowiedziałam mu co się właśnie wydarzyło. On też nie mógł ukryć swojej radości.
Oczywiście zbyt długo nie mogliśmy rozmawiać z Krzyśkiem. Mimo, że to było kilka minut, to to były najlepsze minuty. No może ciut lepsze, to te gdy Michał się odnalazł. Ula cały czas się uśmiechała. Nigdy jej tak szczęśliwej nie widziałam. I chyba w końcu uwierzyła w to, że może być lepiej.
Wieczorem Michał zabrał mnie na kolację do jednej z warszawskich restauracji.
Wnętrze było bajkowe. Gdy dostałam menu, zrozumiałam, dlaczego tak jest. Ceny były kosmiczne, ale Michał się uparł.
Mimo, że obok nas byli inni ludzie, to ja w całe tego nie czułam. On był wszystkim co mnie interesowało. Jego żarty, uśmiech, śmiech, spojrzenia. I te oczy, mówię Ci! Iskierki, pełne miłości, szczęścia.
Cały czas zastanawiam się, czym sobie zasłużyłam na takiego faceta?
Po kolacji poszliśmy na spacer do parku Saskiego. Było bardzo romantycznie. Szliśmy trzymając się za ręce.
- Za kilka dni wracam do siebie.- powiedziałam smutna.
- Ale na razie jesteś tu. I nie martw się tym co będzie później. Jakoś to wszystko pogodzimy.
- Obiecujesz, że nic się nie zmieni?
- Obiecuję.
Przyciągnął mnie do siebie, i przytulił. Zamknęłam oczy, by móc jeszcze bardziej rozkoszować się tym uczuciem.
- Kocham Cię, i to nigdy się nie zmieni. Zawsze będziesz w moim sercu.- ciepłym głosem wyszeptał mi do ucha.
- Ty także. Kocham Cię- odchyliłam głowę, i pocałowałam go w usta. On nasz pocałunek zmienił w bardziej namiętny, czuły. - chodźmy do domu.
- Jasne.
Kiedy wróciliśmy do domu, postanowiłam dużej nie czekać. Z resztą co tu dużo mowić, było cudownie. Po kilku minutach całe zażenowanie minęło za sprawą pocałunków Michała.
On mi nic nie narzucał, był cierpliwy, czuły i wyrozumiały.
Po wszystkim byłam zdecydowanie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Ta noc była, hymm dość intensywna. Ale co ja mogę poradzić na to, że on tak na mnie działa. Zasneliśmy dopiero o 3 w nocy. Totalnie wyczerpani. Ale szczęśliwi.
--------
Hej!
Żadne opowiadanie bez happy end'u istnieć nie może, tak i jest tym razem! :D
Co ja moge powiedzieć, we środę pojawi się epilog! Choć chodzi mi po głowie kontynuacja tego opowiadania, bo w jakiś cudowny sposób mega zżyłam się z tymi bohaterami. To oczywiście tylko od Was zależy! Zostawicie min 7 komentarzy, abym wiedziała, że jest ktoś kto chciałby czytać to dalej!
Przepraszam za ew literówki etc.
Czytasz= Komentujesz= Motywujesz!
Do środy!
Marcyśka
sobota, 28 listopada 2015
wtorek, 24 listopada 2015
18 sierpnia
Drogi pamiętniku!
To dziś było piekło na ziemi.
Nie spałam całą noc. Myśli nie dały mi zasnąć. Nie mogłam iść ot tak spać, kiedy nastepnego dnia będę toczyć życiową walkę.
Rodzice Michała załatwili pieniądze. Skąd? A kto to wie...
Przez cały dzień byłam nieobecna. Próbowałam skupić myśli. Niestety nie udało się.
A gdy wieczorem Kubiak szedł z pieniędzmi, chyba się obudziłam.
Za policją wraz z rodzicami Winiarskiego, jechaliśmy na miejsce przekazania okupu. Scenę obserwowałam z daleka.
Gdy Kubiak miał wkładać torbę z pieniędzmi ktoś podbiegł i ją mu wyrwał.
Ten ktoś wsiadł do samochodu, który podjechał i na kilka sekund się zatrzymał. Z piskiem opon odjechali. W ślad za nimi ruszyła policja.
Doprowadzili ich do domu na obrzeżach miasta. Tam policyjni antyterroryści obtoczyli dom. Napastnicy bronili się, ale nie długo. Po kilku minutach wyszli z domu w kajdankach na rękach. Jednego typa zabrała karetka, ponieważ został postrzelony w ramię.
Długo czekałam na Michała.
Ale gdy wyszedł z bydynku.... Moje serce zaczęło bić radośnie. Miał brudną i pokrwawioną twarz. Ubrania potargane. Ale to nie ważne!
Biegiem ruszyłam w jego kierunku. Gdy mnie zobaczył przyspieszył kroku. Dosłownie wpadłam mu w ramiona. I płakałam. Ale to były szczęśliwe łzy.
On przytulił mnie do siebie. Słyszałam przyspieszone bicie jego serca. I ten szloch, który wyrwał się z jego piersi.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam...- powtarzał w kółko, ale tak bym tylko ja to słyszała.
- Kocham Cię.- to było jedyne co mogłam powiedzieć. On odgarnął drżącymi dłońmi moje włosy z policzka, i podniósł ku górze moją brodę. Przyłożył swoje czoło do mojego i pocałował mnie. Tak bardzo delikatnie, niemalże musnął moje usta.
Przytuleni szliśmy w kierunku jego rodziców, karetki pogotowia. Rodzice uściskali go. A lekarz od razu zaczął go badać.
Znów mi go zabrali, ale na krótko, bo tylko na badania do szpitala.
Jeszcze tej samej nocy wypisali go, zalecając odpoczynek.
Państwo Winiarscy odebrali nas ze szpitala i zabrali do mieszkania siatkarza.
Zmęczona zasnęłam wtulona w ukochanego.
I nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Tylko on jest moim szczęściem!
------------------------
Hej!
I oto ten, na który wszyscy czekali od dłuższego czasu! :D mam nadzieje, że się cieszycie!
I tak, jeszcze 2 wpisy i koniec!
Pozdrawiam z nudnego wykładu.... :(
A ma radość nie zna granic, gdy sypie śnieg! :D
Komentujcie!
A kolejny w sobotę!
Do nastepnego!
Marcyśka
sobota, 21 listopada 2015
17 sierpnia
Drogi pamiętniku!
Kolejny list w skrzynce głosi: Żadnej policji. 20 000 na jutro o 21:30 zostawić w śmietniku w parku Saskim.
Nie wiem skąd my weźmiemy tyle pieniędzy. Nie wiem co robić. Boję się o niego. Kurwa! To takie niesprawiedliwe! To takie pierdolnięte!
Proszę tylko o to, aby to wszystko się już skończyło.
Mój plan wyglada tak- gdyby Michał nie przeżył tego, mnie też tutaj nie będzie. Chrzanić te wszystkie gadki szmatki! Ja po prostu żyć bez niego nie umiem! Tych kilka naszych wspólnych zdjęć oglądam bez przerwy. One dodają mi siły.
Kubiak dzwoni, ogarnia.
A ja siedzę. I patrzę w punkt.
I nic mnie kurwa nie obchodzi.
I tak mi zajebiście.
Mowię mu zadzwońmy na policję, nich oni się tym zajmą.
Ale nie. On wie lepiej.
On zawiezie te przeklęte pieniądze. Jeśli kiedykolwiek je uzbiera.
A rodzice Michała nie są niczego świadomi.
Chyba to zmienię.
I tak też zrobiłam. Mają się tu pojawić za kilka minut. Są starsi, niech oni podejmą decyzje.
I podjęli. Zgłosili to na policji.
Byłam przepytywana jak z modlitw w 2 klasie. Co, kiedy, gdzie, jak, po co, na co....
A ja chce tylko mojego Michała.
To takie do dupy!
--------------------------
Hej! Cześć! Siema! :D
Jak widać zbliżamy się do końca! Jeszcze trochę Was pomęczę, ale już nie dużo.
A wy jakbyście się zachowali w sytuacji Nadii? Policja czy nie?
Z resztą chcieliście szybkich wyjaśnień, no to je macie xD
Komentujcie!
A we środę nowy wpis :D
To chyba tyle xD ja wracam do oglądania Czas honoru. Polecam! Ah, ten Zakościelny *.*
Do nastepnego!
Marcyśka
środa, 18 listopada 2015
16 sierpnia
Drogi pamiętniku!
Co to za poranek, kiedy wstajesz i wiesz, że dzień będzie do dupy? Kiedy ma się ochotę rzucać talerzami, tłuc szklanki i w dom zostawić jakby przeszło przez nie tornado.
Pewnie mam klasyczne objawy depresji, albo załamania nerwowego. Cokolwiek.
Pewnie, że próbuje jakoś funkcjonować. Nie wychodzi.
Pewnie mam coś z głową i sercem, że czekam.
Mama dzwoniła i powiedziała, żebym wróciła do domu i zapomniała o nim. Nie potrafię.
Nawet nie mam pojęcia ile to już dni. I chyba nie chcę wiedzieć.
Kubiak dziś nas odwiedził. I w zasadzie gdyby nie on to lodówka świeciłaby pustkami. A my nie jadłybyśmy nic tylko się zamartwiały.
Michał także przyniósł kolejny anonim. Minął się w klatce z jakimś chłopcem, który próbował wepchnąć do skrzynki kopertę. Za 100 zł wyśpiewał kto mu kazał to zrobić. Wysoki, umięśniony, łysy facet. Typowy dres.
W liście było napisane: "Przyjaźń warta jest długi, które jesteś w obowiązku spłacić. Czas do jutra."
Kompletnie mnie te słowa wyprowadziły z równowagi. A gorzej było, gdy Michał zaczął opowiadać o przeszłości Winiarskiego.
- To było tak, że jako 14 latek opuścił dom rodzinny. Wykręcanie numerów, uciekanie z akademika, sprzeczki- to była codzienność. A mimo to Michał był powszechnie lubiany, i złościć się na niego nie da. Kary owszem były, ale z reguły nie przynosiły efektów. Tak to jest w tym wieku, gdy nie ma w pobliżu rodziców. No i pewnego dnia doszedł do wniosku, że potrzebuje pieniędzy. Zakręcił się tu i tam. I zaczął sprzedawać marihuanę. Niby nic, ale gdyby go przyłapali to od razu wyleciałby z drużyny, szkoły i mógłby zapomnieć o jakiejkolwiek dobrej przyszłości. Wszystko szło ok, do pewnego dnia, gdy zniknęło 50 g trawki. Po prostu wyparowała z pokoju. I tak zaczęły się problemy z tymi typami. Kasę poddawał, ale jak raz się trafi u nich na czarną listę to ma się przerąbane do momentu aż oni o Tobie zapomną. Z tego co mi wiadomo zerwał z nimi wszystkie kontakty. Ale oni szybko nie zapominają. W Łebie spotkał jednego z typów i dlatego bez słowa wyjechał. Chciał Cię chronić. Żeby nie widzieli Was razem. Żeby przypadkiem Ciebie nie obrali za cel. Musisz się postarać go zrozumieć. Wiem, że to nie jest łatwe. I właśnie te anonimy sprawiają, że myśle iż oni go mają. Gdzieś jest po prostu przetrzymywany. I żeby go odzyskać musimy im zapłacić. I tu się pojawia problem, bo nie mam pojęcia jaka to suma.- zakończył swój monolog. I niby poznałam kilka odpowiedzi, a w mojej głowie pojawiły się kolejne pytania.
Wiem jedno, musimy go uratować.
To będzie bardzo trudne. Musimy poczekać do jutra. Może powiedzą nam ile chcą pieniędzy. A jak nie, to musimy coś wymyślić.
I tak siedzę i myśle co mogłabym zrobić, aby go uratować.
Tak bardzo chciałabym go zobaczyć.
A Krzyś dalej nieprzytomny walczy o życie.
Jest w śpiączce, ponieważ ma krwiaka mózgu, i obrzęk uciska mózg. Ula wraz z jego rodzicami jest przy nim cały dzień. Ja nie potrafię tam być.
Do jutra.
-------------------
Hej! :D
To się coś wyjaśniło, chyba.
Niestety nikt nie jest idealny. Ale świat to nie tylko czarne i białe.
Taki mój komentarz odnośnie tego wpisu.
Przepraszam za porę, ale ostatnio mam strasznie dużo na głowie. Ta, kocham czytać lektury... :/
Tradycyjnie kolejny w sobotę.
Czytasz= Komentujesz=Motywujesz!!
Ps. Dzięki za życzenia! I pracuję nad kolejnym opowiadaniem. ;)
Do następnego!
Marcyśka
piątek, 13 listopada 2015
15 sierpnia
Drogi pamiętniku!
Kubiak wpadł po nas po porannym treningu. Starał się nas pocieszyć, ale nadal się cieżko oddycha. Gadaliśmy o tym co wydarzyło się w ciagu tych kilku dni. Widać było po nim, że to trudna sytuacja, a co gorsze nie zrozumiała. Bardzo był poruszony.
Kręcąc się po kuchni i gestykulując dłońmi odnalazł przypadkiem list. Chwycił go w swoje ręce, jego oczy biegały w prawo i lewo czytając to krótkie zdanie. Miałam wrażenie, że on też coś wie. Pomyślałam, że Igle za łatwo odpuściłam. A Kubiak musi mi to wytłumaczyć.
- Ty coś wiesz.?- zabrzmiało to raczej jak twierdzenie, niż pytanie.
- A co Igła powiedział?- a ma to jakieś znaczenie? Chłopie nie wkurzaj mnie!
- Nic. Obiecał, że później pogadamy. Ale jak widać tego nie możemy uczynić.
- Cholera! Pozabijam jednego i drugiego! Co za matoły!
- Możesz jaśniej? Bo jak na razie to wiem tyle, że nic nie wiem! I z tego powodu mnie zaraz coś trafi!
- Spokojnie. To nic takiego. 2 godziny i będziesz mieć Michała z powrotem.
- O czym ty pieprzysz? Nie ma go od kilku dni, to jakim cudem pojawi się za 2 godziny?
- Moja już w tym głowa. A on sam najlepiej zrobi jak ci opowie.
- Kubiak! Kurwa mać! Mów mi co się dzieje!- najprawdopodobniej cała Warszawa mnie usłyszała, ale w ogóle oto nie dbam.
- Mowię ci, tak będzie najlepiej. Jak nie wrócę do 3 godzin, i nie dam znaku życia, to dzwoń na policję.
- Kubiak! Gdzie ty się wybierasz?!
- Spokojnie. Moja w tym głowa.
No i wyszedł z domu. A ja siedziałam i patrzyłam w zegar odliczając minuty do spotkania z ukochanym. Tak bardzo mnie irytuje fakt, że nikt mi nie chce powiedzieć, co się dzieje.
3 godziny, niby wcale nie tak dużo, ale ani nie potrafiłam się skupić na czytaniu, oglądaniu. Jedyne co mi wychodziło, to patrzenie na zegar, telefon. I cicha modlitwa, żeby oni wrócili.
I wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że nadzieja z każdą sekunąa malała. Takie po prostu złe przeczucie.
Uła w tym samym czasie była w szpitalu u Ignaczaka. Naprawdę ma chłop farta, bo gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazł, to już dawno bym go zamordowała.
Po 2,5 godziny zadzwonił Kubiak mówiąc, że się mylił. Przeprosił mnie, za to że rozbudził moją nadzieję. Obiecał, że nie spocznie dopóki nie odnajdzie przyjaciela.
Nie wiem dlaczego, ale znów zaczęłam płakać.
I tak płaczę.
Nie mam już nadziei.
Chcę zasnąć i się nigdy więcej nie obudzić.
------------------
Siemanko! Ta, to znowu ja :D wiem, że się cieszycie! :D
Wpisu nie komentuje, bo taki see.
A poza tym dziś mija rok, od pojawienia się pierwszego mojego wpisu w bloggerze! :D i jestem z tego powodu mega zadowolona! Robię to co lubię, i jeszcze ktoś to czyta, a co najlepsze podoba się :D Życzę sobie, aby kolejny rok przyniósł jeszcze więcej Was i waszych komentarzy! To na prawdę wystarcza do szczęścia :D
A tu tort ;)
https://www.facebook.com/marcyska02/posts/568313583320404:0
Komentujcie! Motywujcie! Wspierajcie!
I z następnym widzimy się w środę :D
Marcyśka
wtorek, 10 listopada 2015
14 sierpnia
Drogi pamiętniku!
Noc. A jaka noc? Bo ja ani na sekundę nie zmrużyłam oczu.
Wraz z Ulą siedziałyśmy w salonie i czekałyśmy na powrót Krzyśka. Ulka zmęczona trochę przysypiała, ale ja nie potrafiłam zamknąć oczu.
3:33 po domu rozległ się dźwięk telefonu. Ula od razu wzięła go do swoich rąk, bez patrzenia na wyświetlacz. Słowa, które wymieniała z rozmówca nic mi nie mówiły. Tylko mimika twarzy zapowiadała złe wieści. Pobladła, i patrzyła w punkt nieprzeniknionym spojrzeniem. A pustka, która pojawiła się w jej oczach mnie zabiła. Potem odłożyła telefon i milczała chwilę, by zaraz wybuchnąć płaczem i rzucić się w moje ramiona.
- Krzyś.... Jest.... Dlaczego? Boże dlaczego?!! To niemożliwe! Przecież ja żyć bez niego nie mogę!
- Co się stało?- pytałam, a ona kręciła tylko głową i płakała.- powiedz mi!
- Jest w szpitalu...- wyszeptała. Przytuliłam ją jeszcze mocniej.
Boże dlaczego ty nam to robisz? Dlaczego zabierasz nam nasze ukochane osoby? W tym co byłyśmy ubrane pojechałyśmy do szpitala. Byle szybciej być obok niego. Byle go tylko zobaczyć. Jak bardzo się rozczarowałam, gdy za szybą zobaczyłam tylko Krzyśka. W ustach jakaś rutka, na piersi poprzypinane kable, i monitory, które dawały znać, że on żyje. Że jest tu z nami. Rodzicie siedzieli na ławce. Tato tulił załamaną i zapłakaną matkę. Nie wiedziałam, co mam robić, dlatego stałam jak kołek.
Ula położyła swoje dłonie na szybie i oparła głowę o nią. Nawet nie chcę wiedzieć, co ona czuła. Ja sama sobie nie jestem sobie wyobrazić, co bym zrobiła, gdyby to był Michał.
Nie mogę w to wszystko uwierzyć.
Później porozmawiałyśmy z jego rodzicami, i to od nich się dowiedziałyśmy, że Krzyśka potrącił samochód, a sprawca zbiegł z miejsca wypadku. Jeśli mówić, o szczęściu, to tylko w tym, że ktoś wezwał karetkę, i pomoc przyszła na czas.
Byłyśmy w szpitalu kilka godzin. W zasadzie, to pan Marek nas odwiózł do domu, żebyśmy odpoczęły. Obiecał nas poinformować, o jakiś zmianach.
Kilka godzin spałyśmy, a później znów pojechałyśmy do szpitala. Koledzy z drużyny, przyszli po treningu w odwiedziny. Kubiak od razu starał się nas pocieszyć. Mówił, że mamy się nie poddawać. I wierzyć, w to, że wszystko będzie dobrze. Największe banały, ale i tak coś znaczą.
Obiecał, że jak coś będziemy potrzebować, to mamy mu dać znać, a on postara się to załatwić.
Kiedy nas pielęgniarka wyrzuciła ze szpitala, Michał odwiózł nas do domu.
Całe życie z Ulki odeszło. Nie była sobą…
A ja, chyba się już do smutku przyzwyczaiłam.
Życie wkopało mnie w depresję.
Z każdą dobą, coraz mniej sił i chęci do dalszego życia.
---------------------
Siemanko! :D witam Was w ten prze cudny wtorek! :D jutro wolne i w kinie Listy do M *.* jaram się jak murzyn miską ryżu! :D a w piątek, to się w piątek dowiecie *.* :p co bedzie w piątek :D
Mam nadzieje, że Wam też humory dopisują :D
Krzyś został wyeliminowany z gry. Dlaczego to kolejne rozdziały wam powiedzą. Więc dużo cierpliwości!
Komentujcie!
I następny w piątek wieczór :D
Do nastepnego!
Marcyśka
piątek, 6 listopada 2015
13 sierpnia
Drogi pamiętniku!
W nocy złe sny nie dają mi spać, a w dzień łzy nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Nie wiem, gdzie mam szukać rozwiązania tego wszystkiego. Potrzebuję kogoś znacznie silniejszego od siebie. Przyjaciele są i mnie wspierają, ale to nie pomaga. Jedyne lekarstwo to Michał. Jedna myśl, że gdzieś jest. Krzysiek jakieś tajemnice chowa. Szeptem z Ulką rozmawia.
Potrzebuje czegoś, co pozwoli mi stanąć na nogi. Uleczy…
Apogeum (?) złych dni dziś sięgnęło szczytu, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Rano Krzysiek był po listy w skrzynce. Rzucił je niedbale na stół w kuchni, a obok klucze. Jadłam ( w zasadzie to ruszałam szczękami pod bacznym okiem Uli) śniadanie, kiedy ze stosu wychyliła się jedna koperta. Pewnie to jakaś reklama- pomyślałam i sięgnęłam po nią. Na kopercie nie było znaczku, nie było nic napisane. Rozerwałam ją i wypadła kartka złożona na pół. Jedyne co zawierała to pytanie. Bardzo krótkie, i wiele i niewiele jednocześnie mi mówiło. Ile warta jest przyjaźń?
Popatrzyłam się na Ulę, a ona wyrwała mi kartkę z ręki. Przeczytała te słowa i pobladła. Zawołała Krzyśka.
-Co tam?- zapytał i obdarzył nas tym jego zawadiackim uśmiechem. Lecz szybko przestał się uśmiechać, gdy tylko zobaczył treść listu.
- Cholera jasna! – krzyknął i w jego oczach pojawiła się pustka.- W co on się wpakował? Do jasnej cholery! Przecież ja przez niego oszaleje!
- Krzyś, proszę uspokój się! Wiesz coś? Mówił ci o czymś ostatnio? Skup się i pomyśl!- próbowała Ulka.
- Są takie rzeczy, które mimo, że się skończyły, to do nas wracają… - O czym on gada? Do cholery, bo zaraz ja będę krzyczeć!- Kiedyś…. Ale… Przecież, to nie możliwe…. To nie może być to… To było dawno…- mamrotał coś do siebie pod nosem.
- To wiesz coś?- krzyknęłam na niego, a on podniósł swoją głowę i spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem, zamrugał kilka razy i pokręcił głową.
- Nie mamy szans….- Wyszeptał. – Muszę sobie to przemyśleć… Pogadamy, po treningu…
-Krzysiek! Proszę!- tak miałam oczy we łzach, już tylko złe wieści są w stanie mnie zabić, ale to tylko dla tego, by być zawsze obok niego…
- Później pogadamy.
I zabrał torbę i wyszedł na trening.
Jest 23, a on dalej nie wrócił. Jego telefon milczy. Zero odzewu.
Co się dzieje?
Gdzie oni są?
Kumple nic nie wiedzą. Był na popołudniowym treningu, a po nim zapadł się pod ziemię.
Tylko światła w oknach mówią, że ktoś tu jest.
Siedzimy i nie wiemy co mamy robić.
Udajemy przed sobą siłę.
A serca krwawią.
-----------------------
Witam Was spod Krakowskiej pieżynki smogu!
Obiecałam (kiedyś tam i gdzieś tam)przecież, że nie bedzie nudno! I staram się słowa dotrzymać.
Mam nadziję, że to co bedzie się dziać nie zniechęci Was do czytania i zaglądania tutaj. ;)
Skomentuj! I zostaw po sobie ślad!!!
Następny tradycyjnie we środę!
Podoba się Wam taki układ dodawania rozdziałów/ wpisów?
Do następnego!
Marcyśka
środa, 4 listopada 2015
12 sierpnia
Drogi pamiętniku!
Wczoraj Krzysiek wrócił późno w nocy, i nie miałam okazji z nim porozmawiać. Widzieliśmy się przed południem, kiedy wrócił z treningu. Z jego miny nie dało się odczytać żadnych emocji. Miałam tego dość i chcąc nie chcąc trochę na niego naskoczyłam, to podziałało. Szkoda, że tylko trochę.
Potwierdził tylko moje obawy, że z Michałem nie jest najlepiej. I nic więcej. Oczywiście mam się tym nie martwić i nie myślec o tym. Czy ty słyszysz jak to absurdalnie brzmi? Absurd w czystej postaci.
Wciąż nie daje mi spokoju myśl, o tym SMS i milczącym telefonie. Skoro wszystko w porządku, to dlaczego ma go nadal wyłączony? Dlaczego nie przyjdzie odwiedzić kumpla? Ba, nawet się na treningu nie pojawia...
Z nerwów obgryzam paznokcie aż do krwi. Poduszka dzielnie przyjmuje moje łzy, tylko ja już nie mam sił na nic. Niech to się już skończy! Jakkolwiek, ale niech się skończy!
Dziś też byłam pod mieszkaniem Michała, spędziłam tam kilka godzin. Za drzwiami odpowiada mi tylko głucha cisza. Dozorca nie zmienia swojego zdania.
Zadzwonię na policję i co im powiem? Że nie wiem gdzie jest mój chłopak, nawet nie wiem czy były, czy nie. Przecież jest dorosły, i może być wszędzie. Może też nie chce mi drzwi otworzyć, a ja jak wariatka siedzę i czekam. Nawet to wszystko nie składa się w jakąś logiczną całość.
Kolejny beznadziejny dzień.
Kolejny w którym Michał jest centrum, choć brak dowodów czy tak właśnie jest.
Coś jak słońce okrążające ziemie czy na odwrót.
Kto kim jest? Nie wiem.
Siły!
-------------------
Siemanko!
Wiem, że rozdział taki se.... I nic nowego nie wnosi... Ale czy nie mamy takich noł nejmowych dni?
Dobra, ja zabieram się za tłumaczenie na łacinę :/
Komentuj!
A na nowy zapraszam w sobotę! :D
Do nastepnego!
Marcyśka
Subskrybuj:
Posty (Atom)